poniedziałek, 20 czerwca 2011

Dzień 7

Start : N 50⁰25.745′ E 022⁰17.918′
Obóz  : N 50⁰38.324′ E 022⁰00316′
Przebyta odległość : 39 km
Pogoda:
rano: silny porywisty  wiatr, przelotny deszcz.
po południu:   zachmurzenie  duże  z przejaśnieniami, porywisty wiatr.
Wieczór : słońce z delikatnym zachmurzeniem. 

Wystartowaliśmy o 08.30 Wcześniej suszyliśmy bagaże, w szczególności zamoknięty śpiwór Andrzeja. Chłopina noc miał ciężką-musiał spać pod pożyczoną od nas  plandeką. Woda opadła o jakieś 2 cm – nie jest źle. Aura nas nie rozpieszczała , większość trasy płynęliśmy pod wiatr. Na długich odcinakach rzeki fale z białymi grzywaczami do 40 cm . Strasznie ciężkie warunki  do spływu kajakiem. Czasem płynąc staliśmy w miejscu. Za nami pozostał gdzieś Andrzej, jego kajak innej konstrukcji trudniej radzi sobie z wiatrem.   W chwilach gdy meander rzeki zakręcał mamy chwile wytchnienia.  Udało się zaobserwować kilka płochliwych zimorodków   oraz zaskrońca przepływającego obok naszego kajaka w górę rzeki.   
W Ulanowie natrafiliśmy na pierwsza zorganizowaną przystań nad rzeką: pomosty  przy których zacumowane były tratwy flisackie, obok których  trwa budowa stanicy wodnej. Zatrzymaliśmy się na chwilkę aby wyrzucić śmieci .
Dalej po drodze minęliśmy Stalowa Wolę, gdzie spotykaliśmy pierwszy statek (pchacz) żeglugi śródlądowej. Jak i kiedy tu dopłynął jest to dla nas zagadką, bo my często szorujemy po mieliznach.
Rzeka znowu ułożyła się z wiatrem i walczymy z falami, warunki trudne do nawigowania nie widać mielizn oraz konarów. O ile utkniecie na mieliźnie kończy się ściąganiem kajaka, to kolizje z konarami są bardziej  niebezpieczne. Kilkakrotnie waliliśmy po konarach aż kadłub trzeszczał, ale  obyło się bez większych uszkodzeń. O 16.30  odpuszczamy sobie na dzisiaj dalszy spływ, 18 kilometrów przed ujściem Sanu na piaszczystej łasze ustalamy miejsce biwaku. San nie chce widać nas dzisiaj wypuścić ze swego koryta.  Z rozbiciem namiotu czekamy do  wieczora kiedy uspokoi się wiatr.  Wypatrujemy za kajakiem Andrzeja, ale prawdopodobnie  został daleko za nami. Szkoda, bo przywykliśmy już do jego obecności i ciekawych wieczornych dysput. Może dogoni nas rano, a jeśli nie -no cóż- miło go było poznać i mamy nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy na jakimś rzecznym szlaku.   
Jutro -miejmy nadzieje -będzie lepsza pogoda; planujemy za dwa dni wpłynąć do Kazimierza Dolnego gdzie jest ponoć przystań. Liczymy na kąpiel w normalnych warunkach oraz naładowanie baterii.   

do jutra. dobranoc .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz