poniedziałek, 4 lipca 2011

Dzień 21

Start : N 53⁰07.600′ E 018⁰08.007′
Obóz  : N 53⁰07.824′ E 017⁰38.438′ 

Przebyta odległość : 36 km
Pogoda:  zachmurzenie zmienne , po południu przelotny deszcz.


Pobudka o 05.30, zwijamy obóz. Późnym już wieczorem woda przybrała  wiec podciągnąłem kajak, rano woda opadła zaś ciąganie kajaka. Około 07.00 podpływamy pod śluzę  nr 1 „ Czersko Polskie”, koło śluzy czeka też  motorówka   „Uśmiech” z Gdyni. Jej właściciele para w średnim wieku podobnie jak my oczekuje śluzowania od wczoraj. Bardzo sympatyczni ludzie podróżują sobie po Polsce i nie tylko . Tera planują zrobić wielka pętle wielkopolski i być morze będziemy się mijać na kilku śluzach. 
Równo o 07.00 drzwi śluzy otwierają się dostajemy zielone światło, śluza podnosi wodę, potem uiszczanie  magicznej kwoty 3,64 zł i wpływamy ponownie na Brdę.  Mijamy tor wyścigów wodnych i podpływamy pod most kolejowy. Pod nim sygnalizacja oświetleniowa, mamy czerwone światło (?).
Czekamy chwil kilka na zmianę , bezskutecznie. Ryzykujemy wpływając dalej i jakoś przez blisko 2 godziny  nie mijaliśmy nic płynącego z naprzeciwka . Światło wiec miało jakąś awarie bądź robiło psikusa.  Zaczyna się koryto rzeki z uregulowanym brzegiem, choć widać na nich lata zaniedbań. Mijamy spore ilości tratw leżakującego w wodzie drewna . Rzeka nad podziw czysta i przejrzysta , miłe zaskoczenie gdy porównujemy ja do Wisły.  Dopływamy w okolice śródmieścia Bydgoszczy , zaskakują nas przystanki tramwaju wodnego rozwożącego ludzi po kluczowych miejscach miasta.  Dziwnie się jakoś płynie  mając na wyciągniecie reki spacerowiczów, biegaczy czy rowerzystów. Bydgoszcz swego czasu ze względu na bieg i układ rzek nazywana była  „Wenecją Północy” . Przez dłuższy czas zapaści zaczyna renesans i wraca  do starych tradycji. Płyniemy mijając budynki i stare kamienice. Mijamy mosty które maja tablice informacyjne dla wpływających informujące o nazwie mostu i przebiegającej ulicy.  Wpływamy do starówki, przybijamy do przystanku tramwaju wodnego zaraz obok barek. Chwila odpoczynku i okazja do spotkania z umówionymi przyjaciółmi.  Ja spotykam się z dawno nie widzianą Ludmiła a Artur z Maćkiem. Troszkę to egzotyczne spotkanie biorąc pod uwagę sytuację ale głupio by było nie spotkać przepływając obok . Po około 30  minutach  żegnamy się uciekając przed tramwajem wodnym. Płyniemy poprzez stare miasto mijając spichlerze i nowoczesny gmach opery.  Tuz zaraz obok podpływamy do śluzy nr 2 „Bydgoszcz Zachód” 
Obsługa czujna bo bez żadnych wezwań otwierają się wrota i dostajemy zielone światło. Wyskakuje regulując należność, przy okazji wyjaśniam gdzie i skąd płyniemy.  Panowie z obsługi dzwonią zaraz z informacja o nas na śluzę nr 3 aby byli w gotowości. Żegnamy sympatyczna obsługę, zresztą jak się okaże potem osoby pracujące w tym fachu to bardzo serdeczni i uczynni  ludzie.
Płyniemy dalej walcząc z narastającym nurtem i wiatrem. W okolicy przystanku wodnego „Astoria” mijamy grupkę małoletnich kajakarzy podczas treningu. Pozdrawiamy ich , a jedna z dziewczynek poucza nas że kiepsko płyniemy i źle wiosłujemy .

Cała pycha przebytych kilometrów i przygód  z nas opadła ;-).


Płyniemy dalej mijając ceglane kolejowe mosty, walczymy z wiatrem i nasilającym prądem. Mamy mały zgrzyt z wędkarzami, mimo tego że z zasady staramy się omijać żyłki i spławiki to i tak panowie maja jakieś „pretensje” że płyniemy obok . Pewno ryba nie brała albo piwko się skończyło.    
Walcząc dalej z prądem o godz. 13.10 i przepłynięciu dzisiaj 13,200 kilometrów  wpływamy w Kanał Bydgoski.  Następny  choć  krotki  14 kilometrowy odcinek rzeki zrobiony.
Zaczynamy Kanał Bydgoski wpływamy do śluzy nr 3 „Okole”  gdzie przesympatyczna Pani obsługująca śluzę informuje nas ze na następnej śluzie już na nas czekają (chcą nas chyba wykończyć), inkasuje należność wszystko to bez potrzeby wysiadania z kajaka. Jako ciekawostkę warto wspomnieć ze na tej śluzie nagrywano jeden z odcinków „Czterech pancernych i psa”. Płyniemy dalej , po jednym kilometrze  wpływamy do śluzy nr 4 „Czyżówka”. Szybkie sprawne i bez emocji , pełny profesjonalizm, przy okazji otrzymujemy informacje ze czeka na nas następna śluza- powariowali czy co ;-).
Wypływamy żegnając się, mijamy zacumowane na kanale motorówki, kanał biegnie wśród domów mieszkalnych ,  chodnikami spacerują ludzie, zaraz obok jeżdżą auta. Troszkę do dla nas egzotyczny widok, choć obserwujący nas ludzie raczej nas uznawali za egzotykę o czym świadczyły ciekawe spojrzenia. Dopływamy mijając zakłady chemiczne do śluzy nr 5 „Prady”. Ta śluzę obsługuje sympatyczna Pani z gromadką dzieci. Od tego miejsca zaczynają się śluzy obsługiwane ręcznie,  więc kręcenia korbami co niemiara. Śluzy wybudowane  na początku XX wieku jak widać mimo słusznego wieku dają jeszcze radę. Pomagam Pani odblokować zapchane rzęsą, gałęziami i wodnym zielskiem wrota. Pracujący na śluzach mają morze i ciekawa pracę , ale jest to ciężki kawałek chleba. Większość mieszka zaraz obok śluzy więc są na ciągłym „dyżurze’” Żegnamy sympatyczną rodzinkę i płyniemy  do oddalonej 1 km dalej następnej śluzy oczywiście już powiadomionej.
Obsługa śluzy nr 6 „Osowa Góra” prowadzona przez małżeństwo, błyskawiczna miła i profesjonalna. Prosimy o powiadomienie śluzy nr 7 że nie będziemy się śluzować ale zanocujemy przy jej nabrzeżu.   
Żegnamy się i płyniemy dalej. Szczerze zaczynamy podziwiać wysiłek i sympatie  tych ludzi.
Choć sami przyznali że nie lubią ludzi w kajakach. Opowiadają jak to czasem przypływają kajakarze  aby śluzować się i wrócić zaraz po 10 minutach z powrotem. Nie doceniwszy ogromu tej ręcznej pracy. Nas chyba zakwalifikowali do troszkę innej nacji i kategorii w związku z czym mamy ciepłą i miła obsługę. Płyniemy dalej w kierunku śluzy nr 7, załapaliśmy „doła” , przed nami 17 km idealnie prostego odcinka kanału. Zero prądu, niezmienny krajobraz pól, czasem drzewa. Walczymy z monotonią blisko 3,5 godzinny . Jakoś przebijamy się w okolicach śluzy poprzez gruba warstwę rzęsy do nabrzeża. Pan z obsługi dopytuje się o śluzowanie, na dziś mamy dość umawiamy się na jutro rano.  Rozbijamy obóz przy malowniczej śluzie nr 7 „Józefinka”, kolacja , zakupy w pobliskiej m. Występ. Z dodatkowych wieczornych atrakcji to zabieg   usunięcia kleszcza, mam nadzieje ze nie da mi się żadna infekcja. Dzisiejszy dzień pełen wrażeń, jutro chcemy dopłynąć do śluzy nr 11 ale to już bedzie daleko na Noteci.   
Pozdrawiamy spod Nakła nad Notecią.

P.S.
Specjalne  podziękowania za telefoniczny   doping  Pani  „Mrówce”, dziękuje raz jeszcze za słowa otuchy.