Obóz: N 49⁰49.664′ E 022⁰15.579′
Przebyta odległość : 57 km
Pogoda: słonce z zachmurzeniem, silne porywy wiatru w godzinach popołudniowych.
Wstaliśmy dość wcześnie, wyspani i wypoczęci, być może szum zastawki zagłuszał chrapanie Artura i moje dzięki temu mogliśmy się wyspać ;-). Wystartowaliśmy o 08.30, San z początku upstrzony bystrzycami powoli zamienia się w San leniwie rozlany, ale ten spokój czasem okazał się złudny , parę razy wpadliśmy na kamienie. Jeden raz wpadliśmy dość nie szczęśliwie obracając nas rufą do kierunku spływu, szybki wyskok z kajaka uratował sytuacje, a Arturowi upiekła się wywrotka.
Dalej San okazał się bardziej leniwy i wymagał większego parcia na wiosła. W zamian otrzymaliśmy panoramę widoków. W Tarawie Solnej postanowiliśmy zorganizować chwilkę przerwy na posiłek i zakupy. Tuż za mostem trafiliśmy na dogodna piaszczysta plaże. Plaża okazała się być fragmentem ośrodka wypoczynkowego „Diabla Góra” (www.diablagora.pl ) właśnie przygotowującego się do nadchodzącego sezonu. Po krótkiej konwersacji z napotkanym właścicielem ośrodka Panem Cezarym na temat naszej podróży zostałem podwieziony pod sklep i dowieziony pod sam kajak na plaży. Żona Pana Cezarego, Pani Izabella zaopatrzyła nas w kilka słoików domowych obiadków własnego wyrobu które wzbogaciły nasze menu. Gościnność napotkanych osób bywa czasem zaskakująca. Dziękujemy właścicielom „Diablej Góry” za okazaną troskę.
Ruszyliśmy dalej , przepływając szczęśliwie „Ptasi Uskok” pełen progów wodnych. Potem San powrócił do swego leniwego biegu. Szlak urozmaicały nam panoramy na pogórze oraz osady, minęliśmy również dwukrotnie przeprawę promowa.
Dotarliśmy Dynowa gdzie zaczęliśmy się rozglądać za miejscem biwakowym, niestety do sezonu jeszcze troszkę zostało większość opisanych miejsc w przewodniku o Sanie okazała się jeszcze nie gotowa na biwakowanie. Po przepłynięciu jeszcze 6 km postanowiliśmy o 18.30 rozbić obóz na kamiennej łasze w zakolu rzeki. Miejsce dość dogodne dla wózka, na uboczu i nie wymagające wypakowania kajaka. Miejmy tylko nadzieje ze nic nie podniesie poziomu wody ;-).
Miejsce okazało się urokliwe pełne dzikiego ptactwa i jego świergotu. Na kolacje przyszedł bocian i wędrował w niedalekim otoczeniu naszego obozu, nic nie robiąc sobie z naszej obecności.
Za sobą mamy sporo kilometrów które odczuwamy, organizujemy codzienny obozowy rytuał, i szykujemy się do snu. Jutro chcemy wstać wcześnie i pokonać podobny dystans, musimy się śpieszyć bo mamy kilka umówionych spotkań w Przemyślu ale o tym potem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz