Start : N 49⁰55.760′ E 022⁰51.856′
Obóz : N 50⁰06.844′ E 022⁰38.736′
Przebyta odległość : 34 km Obóz : N 50⁰06.844′ E 022⁰38.736′
Pogoda: słońce z delikatnym zachmurzeniem, słabe porywy wiatru. Po południu- duże zachmurzenie porywy wiatru, przelotny deszcz.
Wystartowaliśmy dość późno, o godzinie 11.00 , bo rano suszyliśmy cały dobytek w słońcu. Ja w tym czasie poszedłem odebrać laptopa oraz telefony które pozostawiłem w niedalekim gospodarstwie do ładowania. Dzięki gościnności rodziny Kutyla z Grabowieca mogę min. prowadzić dalej blog. Spotykając na swojej drodze taką bezinteresowna pomoc rośnie radość w człowieku, że w tym zagonionym świecie jest jeszcze czas na wzajemną pomoc.
San w ciągu nocy znowu obniżył linię brzegową o 50 cm. , przeraża nas to wysychanie rzeki. Jest mniej głazów ,ale za to coraz więcej wystających konarów drzew ukrytych w wodzie, co przy niskim prądzie czas jest trudne do zauważenia. Do tego występują wysokie niedostępne brzegi , często klify pełne dziur z gniazdami jaskółek. Kilka razy udało się nam spotkać bobry i czarne bociany.
Płynęło się dość trudno ze względu na przeciwny wiatr który powodował czasem,że wiosłowaliśmy pod prąd. Przed Jarosławiem w m. Zagoda pod mostem most kolejowym Jarosław - Hrebenne czekała na nas przykra niespodzianka, próg wodny pełen szyn i głazów utworzony z wysadzonego w czasie wojny mostu. Przeszkoda nie jest oznaczona żadnym znakiem ostrzegawczym, a jest dość niebezpieczna przy próbie przepłynięcia. Dobrze mięliśmy ja w opisie kajakarskim Błękitnego Sanu.
Sporo się natrudziliśmy aby przerzucić kajaki bezpiecznie na druga stronę. Nieoceniona okazała się pomoc naszego trzeciego,przypadkowego uczestnika spływu, czyli Andrzeja.
W m. Nielepkowice, dawnej wsi flisackiej skąd wyruszały niegdyś tratwy i galery ze zbożem do Gdańska, zrobiliśmy zakupy. Wieś jest nad podziw zadbana, a ludzie szalenie uczynni.
Mimo tego postanowiliśmy popłynąć dalej i tradycyjnie rozbić obóz w zakolu rzeki na piaszczystej niedostępnej łasze. Spływ zakończyliśmy o godzinie 20.00 . Potem tradycyjny wieczorny kocioł, rozbicie obozu i najprzyjemniejsza rzecz: telefony do rodziny.
Wraz ze zmrokiem przyszedł ulewny deszcz i to co wysuszyliśmy znowu zamokło :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz